piątek, 15 sierpnia 2014

Sztynort - taki wielki, taki mało znany

  

Warto poznawać nasz region bowiem posiada wciąż zapomniane lub niedostrzegane historie i ta-jemnice. Nasze poszukiwawczo-odkrywcze wyprawy mogą zaprowadzić do miejsc niezwykłych, często znanych tylko garstce pasjonatów. Każde z nich posiada swój kontekst. By w pełni zrozu-mieć otaczający nas świat ten duży i ten małych ojczyzn trzeba poznać powody, dla których tok historii miał taki właśnie przebieg. Do takich miejsc z pewnością zalicza się niewielka wieś Sztynort położona na szlaku Wielkich Jezior Mazurskich.

Sztynort a właściwie Sztynort Wielki leży w mniej więcej połowie drogi wodnej pomiędzy Węgo-rzewem a Giżyckiem. Już sama lokalizacja jest niezwykle interesująca. W czasach przed chrześci-jańskich, czyli zanim przybyli tu Krzyżacy, była to przede wszystkim wielka puszcza poprzetykana jeziorami - „grosse wildnis am see" jak widnieje w akcie nadania tych ziem Lehndorffom. Wyob-raźmy sobie prawdziwą puszczę ze starymi dębami, nieprzebytymi bagnami i pełną zwierzyny. Warto o tym pamiętać bo w przyszłości okaże się jak nadal jest to cenny obiekt. Ciężki teren nie sprzyjał osadnictwu. Może dlatego dla okolicznych Prusów był to teren graniczny pomiędzy Galin-dami, Sudowami, Bartami i Nadrowami. Niewielkie osiedle ludzkie istniało sobie „gdzieś” nad je-ziorem, niedaleko rzeki nazwanej zapewne sztynorcką. Miejsce dosyć charakterystyczne bowiem obfitowało w wielkie głazy narzutowe. To od nich pochodzi nazwa Sztynort, z niemieckiego Stei-nort (stein - kamień, ort - miejsce).

Kto wie może nawet wielki mistrz zakonu Winrych von Kniprode w 1397 r., w czasie swojego spływu ku Wiśle zatrzymał się tu na nocleg. Wyprawa znamienna bowiem to pierwszy na tym tere-nie taki spływ, a szlak wodny z Węgorzewa przez Wielkie Jeziora Mazurskie, Pisę, Narew i Wisłę do Bałtyku jest żeglowny do dzisiaj. W czasach kiedy rozwijało się pobliskie Węgorzewo, zaczęto piętrzyć wodę na rzece Węgorapie na potrzeby przyzamkowego młyna. Efektem tego jest północna część sztucznie utrzymywanych(!) Wielkich Jezior Mazurskich. W wyniku podniesienia poziomu wody z kilku mniejszych jezior powstały Mamry, Święcajty, Dobskie, Dargin itd. Rzeka Sztynort stała się jeziorem Kirsajty czyli przesmykiem pomiędzy Darginem i Mamrami. Zanim wybudowano most, by od wschodu dotrzeć do Sztynortu, trzeba było przeprawiać się promem. Teraz z tego miejsca możemy podziwiać piękne widoki na okoliczne jeziora.

(Skraj Puszczy Sztynorckiej)
Być może nie było to zamierzeniem inicjatorów pomysłu ale pod wodą znalazł się też główny trakt do jedynego w okolicy kościoła w Węgielsztynie (zanim wybudowano kościół w Węgorzewie.) Wyłoniła się też największa mazurska wyspa Upałty (należąca oczywiście do Lehndorffów). Miej-sce to niezwykłe. Przed II Wojną Światową mieściła się tam karczma, a do brzegów regularnie przybijały statki z turystami. Już wtedy południowa część objęta ochroną przeznaczona była dla przyrody. Miejscowy nauczyciel i zapalony badacz tych terenów A. Quednau zgodnie ze swoją ostatnią wolą został pochowany na wyspie. Grób istnieje do dzisiaj a zniszczoną tablicę z inskrypcją zastąpiono nową. Dzisiaj całość objęta jest ochroną rezerwatową.

Była jeszcze wyspa nazywana „piramidową”. Rzeczywiście stała na niej piramida wysokości ok 13 m. Wzniósł ją hrabia Lehndorff swemu przyjacielowi hrabiemu Donnersmarckowi. Niektórzy wiążą to z popularnym w XVIII w ruchem masońskim (na Mazurach do dzisiaj stoi inna piramida wzniesiona przez hrabiego von Fahrenheida w Rapie k/Bań Mazurskich).

Każdy żeglarz przypływający do Sztynortu wie gdzie jest kanał sztynorcki. Niewielu jednak wie, że pierwotnie taką nazwę nosił kanał wykopany przez pałacowy park (jego resztki istnieją do dzisiaj). Szybko dopłynąć nim można było właśnie na Upałty. Kiedy piętrzone wody jezior pochłonęły „sta-ry” Sztynort, powstała kamienna rafa. Żeglarze dobrze znają to miejsce opisywane na mapach jako głazy sztynorckie. Są one zdradliwe ponieważ nie wystają z toni i nieobeznany żeglarz może uszkodzić na nich łódź. By temu zapobiec ustawiono odpowiednie znaki na wodzie. Wieś przenie-siono w bezpieczne wyżej położone miejsce, gdzie istnieje do dzisiaj. Tutaj powstał Sztynort Wielki.

Samo położenie wsi jest niezwykle atrakcyjne. Półwysep z trzech stron otoczony jeziorami, od pół-nocy porośnięty puszczą od południa małe wewnętrzne jeziorko, od wschodu droga prowadzi rów-nież przez jezioro i to wszystko w samym sercu Mazur. Dogodne miejsce na założenie rodowej siedziby, godnej hrabiowskiego tytułu. Pierwszy dwór powstał w połowie XVI w. Jednym z dzie-dziców był hasverus Gerharda Lehndorff, postać niezwykle barwna. Służył Janowi Kazimierzowi i Fryderykowi Wilhelmowii. Miał rozliczne kontakty i zasługi na dworach w wielu krajach Europy. Wiele lat podróżował, brał nawet udział w wyprawie przeciwko piratom. Za jego czasów posadzo-no słynne sztynorckie dęby. Natomiast dwór nie miał za wiele szczęścia bowiem jak pisze M. Orłowicz w swoim „Ilustrowanym przewodniku po Mazurach Pruskich i Warmii”: „W 1656 został złupiony i spalony przez Tatarów. Ówczesna właścicielka hr. Marianna Lehndorff ze Szlichtyngów wzięta w jasyr, skończyła życie jako niewolnica jakiegoś Żyda w Konstantynopolu”. Trzecia żona dyplomaty Maria Eleonora von Donhoff rozpoczęła budowę właściwego pałacu i słynnego ogrodu. Wnuk Ahasverusa, Ernst Ahasverus był mocno zaprzyjaźniony z biskupem warmińskim Ignacym Krasickim, który często bywał w Sztynorcie. Ponoć to biskup w czasie jednej z wizyt będąc pod nieodpartym urokiem tego miejsca powiedział: „kto posiada Sztynort posiada całe Mazury”.

Znaną kobietą obok Marii Eleonory była Anna von Lehndorff z domu Hahn. Prowadziła działalność filantropijną polegającą między innymi na wspieraniu edukacji osób utalentowanych. To za jej czasów powstała kaplica nad jeziorem, do której prowadzi urocza aleja dębowa. Na początku XIX było tu 5800 ha ziemi i 17 majątków, później powołano fidekomis obejmujący 37 majątków, który miał zapobiec rozdrobnieniu dóbr (zasada podobna do polskiej ordynacji). Funkcjonowała tu świet-na stajnia koni sportowych. Karol Meinhard jako dyplomata i żołnierz znajdował czas na swoją wielka pasję - hodowlę koni. To zapewne z jego czasów pochodzi stojąca do dzisiaj stajnia (obecnie szkutnia). Uważany był za wybitnego znawcę tematu, pełnił obowiązki generalnego dyrektora Pru-skich Stadnin Państwowych. Syn Karola Siegfrid był przez 9 lat dyrektorem największej pruskiej stadniny w Trakenach. Stadnina ta była wielką chlubą państwa pruskiego i do dzisiaj konie tej rasy są cenione i hodowane na całym świecie (o koniach trakeńskich, ich sukcesach olimpijskich i praw-dziwym szampanie napiszę przy okazji dnia św. Huberta). Przez setki lat na skutek różnych koligacji z arystokracją von Lehndorffowie stali się wpływową rodziną w Prusach Wschodnich. Posiadali również drugi klucz dóbr w Sambii w powiecie Rybaki. Boczna linia posiadała majątek w Preyl. W wyniku hulaszczego trybu życia syna Anny Karola ma-jątek na trzy lata przed wybuchem II Wojny Światowej przejął młody i energiczny Heinrich Lehn-dorff z Preyl. Postać romantyczna i tragiczna, która umiłowała wyprawy konne, włóczęgi z fuzją ale przede wszystkim trzeźwo patrzyła na otaczający ją świat. W czasie wojny część pałacu zajął Joachim von Ribbentrop minister spraw zagranicznych III Rzeszy (minister musiał przebywać blisko głównej kwatery Hitlera w Gierłoży). W lasach sztynorckich nad kanałem mazurskim ulokowano naczelne dowództwo sił lądowych. Heinrich wziął udział razem ze Staufenbergiem w zamachu na Hitlera. Wiedział czym grozi rodzinie ewentualne fiasko, mimo to podjął się tego zadania. Jako spiskowiec zapłacił życiem. Rodzinę pozbawiono majątku a matce odebrano trzy córki i ciężarną wysłano obozu pracy. Bliżej o genezie i okolicznościach najbardziej znanego zamachu na Fuhrera pisze Marion hrabina Donhoff w swojej książce pt.: „W imię honoru” (M. Donhoff krewna Lehndorffów przez wiele lat po wojnie była najpierw redaktorem naczelnym, a później wydawcą „Die Zeit”. W czasach powojennych sprzyjała kontaktom polsko - niemieckim).

W 1945r . pałac zajęli Rosjanie. Przez dwa lata zwożono tu grabione mienie z Prus Wschodnich. Po wyjeździe Rosjan zostały resztki wyposażenia. Potem nastał czas PGR-ów. Pałac ciężko przeżył czas przemian ustrojowych. Przechodził z rąk do rąk coraz bardziej niszczejąc. Park w niczym nie przypomina tego barokowego z uporządkowanymi, alejkami, pełnego rzeźb egzotycznych roślin i budowli ogrodowych służącym paniom w krynolinach. Obecnie pałacem zajmuje się polsko-niemiecka fundacja. Kilka lat temu pierwszy raz od opuszczenia w 1944 r. pałac odwiedziła Vera von Lehndorff (córka Heinricha), w świecie mody w latach 60-tych znana jako topowa modelka Veruschka.

(Aleja prowadząca dop kaplicy cmentarnej)
Sztynort kryje w sobie jeszcze wiele tajemnic. Jedną z nich niedawno odkryli przyrodnicy. Za pała-cem jest stary park, za parkiem na bagnach od mostu na Kirsajtach aż po Kietlice rozciąga się las. Badania wykazały, że jest on miejscem występowania niezwykle rzadkie gatunki owadów związane z lasami naturalnymi. Za wyjątkiem Puszczy Białowieskiej (która jest niedoścignionym wzorem) żadne miejsce w kraju nie dorównuje pod tym względem Sztynortowi. Dla ochrony tego dziedzic-twa utworzono rezerwat. Na Upałtach już przed 1939 roku był rezerwat w związku z tym można domniemywać, że i tam czekają nas niespodzianki. Wymaga to jednak dalszych prac badawczych. Tak więc w sercu Mazur uchowała się prastara puszcza niczym „grosse wildnis" z czasów Knipro-dego. W połączeniu z systemem jezior tworzy ciekawy ekosystem niespotykany nigdzie indziej (o którym szerzej napisze innym razem).

Na przestrzeni wieków wytworzył się niepowtarzalny krajobraz kulturowy i przyrodniczy. Od czasów krzyżackich aż do końca ostatniej wielkiej wojny były to włości potężnego rodu, ze stosownym pałacem i wszystkimi atrybutami, które taka majętność musi posiadać. Przez setki lat umacniali oni swoja pozycje w państwie. Obok hulaków i dziwaków byli tez mężowie stanu, humaniści, zasłużeni na europejskich dworach, w chwilach ciężkiej próby kierujący się wyższymi celami nawet ponad dobro własnej rodziny. Brak dobrego gospodarza w ostatnim półwieczu sprawił, że wszystko popadło w ruinę.

Dawniej zbiory z pałacu w połączeniu z piękną przyroda zachwycały przyjezdnych. Nie tylko Krasicki ale i Toeppen, Pisanski, Kętrzyński zwracali uwagę na wyjątkowość tego miejsca. Współcześni naukowcy, również ludzie kierujący się zwykłymi kryteriami piękna potwierdzają tą opinie. Trzeba tylko oczami wyobraźni przedrzeć się przez lata zaniedbań. W nieco szerszej skali mamy tutaj siec powiązań z byłymi folwarkami, lub dobrami innych zamożnych rodzin. Koligacje rodzinne z najbardziej wpływowymi rodami pruskimi, polskimi a nawet z dzisiejszą królową angielską (powiązania Lehndorffów z koroną brytyjską przedstawił J.M. Łapo historyk z Węgorzewa). W regionie aleje wzdłuż dróg łączą dawne dwory z folwarkami. Są kanały wodne, śluzy, jeziora i piękne puszcze. Krajobraz kulturowy regionu tworzą dominanty kościołów, ciągi komunikacyjne, historyczne zabudowy wsi i założenia pałacowo-parkowe. To wszystko wtopione w dobrze zacho-waną przyrodę. 

Takich „Sztynortów” na Warmii i Mazurach jest wiele. Potencjał rodzimych dużych założeń pała-cowo-parkowych i mniejszych siedlisk w niczym nie ustępuje tak znanym jak brytyjskie czy pro-wansalskie . To od naszych decyzji zależy czy uda nam się wykorzystać bogatą spuściznę kulturo-wą. Sztynort świetnie pokazuje jak ważna jest pamięć społeczeństwa o dziejach regionu. Bez niej można bezpowrotnie stracić najcenniejsze jej elementy. Przykłady z innych części kraju czy świata wskazują jak wykorzystać tak bogatą spuściznę do rozwoju ekonomicznego.

Patrzę z nadzieją w przyszłość. Pałac w Galinach udało się podnieść z ruiny, podobnie Nakomiady. Mazurska przyroda trzyma się nieźle, odradza się Puszcza Sztynorcka. W sztynorckim pałacu widać prace konserwacyjne, drewniany „dwór łowczego” prywatny inwestor przeniósł do Gałkowa i po remoncie funkcjonuje w nim restauracja (tak jak przed wojną).

Paweł Szyszko

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz