sobota, 20 września 2014

Szklane domy z wielkich słów

Dziennikarstwo obywatelskie jest swoistym przejawem poczucia odpowiedzialności, nie tylko za siebie, ale również za swoje otoczenie i za tematy, które podejmuje. To poczucie odpowiedzialności za „ja” przeradza się w poczucie odpowiedzialności za „my” i potrzebę, by świat wypożyczony chwilowo od naszych dzieci oddać im bez większego wstydu i zażenowania. Aktywna partycypacja w tworzeniu i obiegu informacji ma zdecydowanie pomóc w tworzeniu społeczeństwa, którego naczelną zasadą będzie transparentność.

Wychodząc więc ze ścisłej definicji dziennikarstwa jako jedynie informowania o pewnych wydarzeniach, rola dziennikarza społecznego przeradza się wyjątkowo we współuczestniczenie i współodpowiedzialność. To poprzez bycie uczestnikiem pewnych wydarzeń, obserwatorem sytuacji i miejsc, rodzi się potrzeba podjęcia problemu i reakcji na zastaną sytuację. I taka potrzeba zrodziła się we mnie podczas jednej z wycieczek związanych z moją pracą jako przewodnika terenowego po województwie warmińsko-mazurskim.

Pierwsza wizyta na grobie Michała Kajki w mazurskim Ogródku była ogromnym zaskoczeniem i stworzyła swego rodzaju dysonans. Po przedarciu się przez gęste zarośla, nieoznakowaną drogą, oglądałam ostatnie miejsce spoczynku człowieka, który w pobliżu mieszkał i który, według władz i środowisk opiniotwórczych związanych z kulturą i historią, zasłużył na muzeum i na to, byśmy uczyli się o nim na kartach podręczników. Grób poety, działacza, artysty, Mazura… Człowieka pośmiertnie odznaczonego Orderem Polonia Restituta IV klasy. Patrzyłam jednak na miejsce, które absolutnie nie było w żaden sposób wyrazem tego uznania. Zaniedbanie najwyższego stopnia, zapomniana przestrzeń, zapomniany człowiek…

Wkrótce jednak w prasie informacja budująca przekonanie, że może jednak się mylę, może jednak pewne sprawy wyolbrzymiam, a to jedynie chwilowe niedopatrzenie, nieuwaga, która wkrótce zostanie naprawiona, bo przecież absurdalność sytuacji jest chyba oczywista. Muzeum Kajki w Ogródku otrzymuje – wg oficjalnych doniesień – ponad 1.415 tys. zł dofinansowanie na remont i nową wystawę! Prace zostają sfinansowane ze środków Starostwa Powiatowego w Piszu (ponad 530 tys. zł) dofinansowania Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego (130 tys. zł) oraz środków unijnych (ok. 755 tys. zł). Jest dla mnie jasne, że ktoś podejmie refleksję nad tym palącym i jakże wstydliwym tematem i widokiem w zaroślach krzaków bzu. Refleksje nad miejscem, do którego nie sposób trafić bez wiedzy i przewodnika. Nad wzgórzem, na które prowadzą kruszące się schodki, wspomnienie żyjącej tu niegdyś wspólnoty ewangelickiej….

Ale jakże można się mylić! Jakże być naiwnym. Przekonuję się o tym, kiedy 7 czerwca 2014 r. w nowo wyremontowanym muzeum odbywa się uroczyste otwarcie stałej wystawy pt.„Michał Kajka 1858-1940”. Przebudowano budynek muzealny, powstały cztery sale wystawowe z ekspozycją w nowej odsłonie. Wykorzystano obok tradycyjnych form wystawienniczych, nowoczesną prezentację multimedialną zbiorów. Gruntownemu remontowi został poddany również budynek gospodarczy. Są ciasteczka, napoje, namiot, program artystyczny….Sytuacja na wzgórzu nieopodal nie ulega jednak zmianie… Wtedy to właśnie moje „sumienie obywatelskie”, niezrozumienie braku konsekwencji, kpina wręcz z istniejącej sytuacji przybiera formę pisemną i powstaje artykuł pt. Obserwatorka z Warmii o „Obserwatorze spod Ełku”, który spotyka się z dużym zainteresowaniem, jest wielokrotnie powielany i udostępniany w wielu miejscach, przysparza sytuacji do debaty wśród tych, którzy rozumieją czym jest tożsamość i dziedzictwo regionu.

Oto krótki fragment: „Skoro stawiamy Kajce pomniki, dajemy ulicom jego imię, fundujemy tablice pamiątkowe i nagrody w konkursach poetyckich jego imienia, jak to możliwe, że zapominamy o podstawowym wyrazie szacunku, jaki należy się człowiekowi? Znajdujemy niebagatelne kwoty, by uczcić jego pamięć wystawami i muzeum, które staje się powodem do dumy samorządowców i działaczy kultury. Czy z równie wielką dumą i zachwytem spogląda się w kierunku miejsca spoczynku poety?” W gorącym okresie przedwyborczym na odpowiedź nie czekałam długo. Osobista rozmowa z kierownikiem Muzeum Kajki buduje we mnie ponownie, aczkolwiek sceptyczne, poczucie nadziei i przekonanie, że może jednak się mylę ponownie i sytuacja zostanie naprawiona. Słyszę zapewnienia, tłumaczenia, przekonywanie o zapowiedzi potencjalnych funduszy, o dostrzeżeniu problemu, o przyznaniu mi racji w temacie wielu lat zaniedbań miejsca pochówku Kajki. Moment rozprężenia i satysfakcji.

W związku z tym, że jest okres wakacyjny, czujność dziennikarza społecznego zostaje chwilo uśpiona, nagrzewa się w promieniach sierpniowego lata. Ale z początkiem roku szkolnego niecierpliwie oczekuję obiecanych informacji, postanowień, zdjęć, dowodów, czegokolwiek. W końcu rozmawiałam z osobą, której bliskie jest zrozumienie potrzeby pewnych działań, ochrona dziedzictwa regionu – zwłaszcza jeśli pełni się funkcje osoby prowadzącej placówkę muzealną. Na moje zapytanie otrzymuję w końcu, po kilku dniach oczekiwania pisemną odpowiedź, która nie jest dla mnie specjalnym zaskoczeniem, a raczej przygnębiającą rzeczywistością. Czytam o kolejnych „zaplanowanych funduszach”, zapowiedziach, zapewnieniach, które wywołują tym razem raczej moją agresję. Przed oczami mam obraz włodarzy, na każdym szczeblu organizacji samorządów i przedstawicieli władz, odwiedzających dożynki, święta kartofla i chleba. Widzę, jak z cichych biurokratów przeistaczają się w bojowników o tradycję i tożsamość regionu. Widzę, jak afiszują swoje pozorne przywiązanie do dziedzictwa i jak pokazują, że rozumieją skomplikowaną i bogata historię tych ziem. Tylko co z tego wynika?

Czuję z powodu zaistniałej sytuacji znaczny dyskomfort i niezadowolenie. Nie lubię pustych zapewnień, łagodzenia sytuacji i grania na zwłokę. Cenię sobie ludzi konkretnych, rzeczowych i słownych. Chcę, aby stanowiska osób odpowiedzialnych za krzewienie kultury i tradycji obsadzane były przez osoby posiadające nie tylko wiedzę merytoryczna, ale również pewne cechy charakteru i osobowość. Aby budziły zaufanie i poczucie, że są tymi, którzy właściwie wypełniają powierzoną im pracę i misję. Bo to nie tylko zawód, czy stanowisko wypełniane sztywnymi zadaniami w określonych godzinach otwarcia placówki, ale właśnie swego rodzaju misja wiążąca się z wielką odpowiedzialnością. Zdaję sobie sprawę, że w gorącym okresie przedwyborczym samorządy szaleńczo wydają jeszcze pozostałe w budżetach środki, bo kto wie, w jakim składzie spotkamy się po wyborach. Składają deklaracje i zapewnienia, które nie muszą mieć potwierdzeń, bo kto wie, czyim zadaniem będzie ich późniejsza realizacja. Ale my będziemy tu nieustannie, niezależnie od wyników wyborów i od personalnej gry w obsadzaniu urzędów i stanowisk. A później przekażemy to naszym dzieciom…zarówno ten grób Kajki, który czeka i poczucie wstydu, które narasta…

Izabela Treutle
(tekst ukazał się wczesniej w Gazecie Turystycznej)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz