czwartek, 10 lipca 2014

Nowolatki i noworoczne dokazywanie

(Nowolatki w nowej tradycji, jako przekąska do piwa,
Olsztyn, 2013, Festiwal Dziedzictwa Browarniczego)

Tego dnia na Warmii wszystko zaczyna się od początku, zamyka się krąg, zamyka koło życia i otwiera się ponownie… Ten dzień, a właściwie noc, to zapowiedz nowej nadziei i oczekiwań.

Dzień przed sylwestrem czynność najważniejsza dla każdej gospodyni to zagniatanie nowolatka. To zwyczaj z magicznym przesłaniem. Z mąki, odrobiny soli, wody i wina – poświęconego na św. Jana w dniu 27 grudnia, zagniatano ciasto. Przybierało ono później przeróżne formy: postacie Trzech Króli, zwierzęta, gwiazdy czy drzewa. Tak ulepione „nowe lato” suszyło się na piecu. To - przypominające Trzech Króli - wieszano w szafie lub na ścianie, gdzie wisiało do przyszłego roku. To w formie zbożowych kłosów wrzucano do pierwszych zasiewów. Pokruszone ciasto wkładano w szczeliny drzew owocowych, prosząc o bogate zbiory na przyszły rok. Drzewa z pokruszonym nowolatkiem wiązano również słomą i skrapiano święconą wodą. Okruszki podrzucano też pszczołom, a wszystkie te rytuały opatrzone były drobną, wierszowaną formułką wyrażającą prośby o pomyślność. Częścią figurek dzielono się również ze zwierzętami gospodarskimi. Resztę starannie chowano, jako lek przynoszący ulgę w różnych chorobach zwierząt i ludzi.

W domach zbierano się przy wspólnym różańcu, wspominano również i modlono się o zmarłych krewnych i znajomych. Podobnie jak wieczór wigilijny i następujące po nim dni pełne były wierzeń i zabobonów, tak i w nowy rok spotykamy ich wiele. Podobno w sylwestrową noc można było w palącym się ogniu wypatrzeć, jaki los, dobry czy tez zły, spotka człowieka w nadchodzącym roku. Koniecznością było również schowanie noża od sieczkarni, w przeciwnym wypadku nad ranem można było znaleźć człowieka bez głowy. Wierzono też, że tej nocy mogą odwiedzać domy dusze zmarłych, więc posypywano izby popiołem lub piaskiem, by ujrzeć ich ślady. Nie wolno było urządzać prania, szyć, a nawet czesać włosów. Zakazane było również stanie na rozstaju dróg, bo tam, jak wiadome było ogólnie, zawsze czekają złe duchy.

Bardzo istotne było też, kto przekroczy jako pierwszy w nowy rok próg chałupy. Płeć gościa miała być zapowiedzią płci nowych zwierząt, jakie narodzą się w gospodarstwie w nadchodzącym roku. Tuż przed północą jedzono, zawsze ze wspólnej miski „breje”. Breja to mączna potrawa, kluski o okrągłym kształcie z zagłębieniem w środku. A zagłębienie to na „skrzeczki” czyli tłuszcz ze skwarkami. Jedzono to ze wspólnej miski, żeby podkreślić jedność i wspólnotę rodziny. Do brei podawano mleko i kwaśna kapustę.

Tego dnia przygotowywano też grog i poncz. Często, kiedy wybiła północ, wychodzono przed dom i głośno krzyczano – „już po brei” – co miało być oznajmieniem początku nowego roku. Po kolacji składano sobie życzenia i tak jak dzisiaj opłatkiem, dzielono się zasuszonym nowolatkiem. Ten wieczór, to również pracowita noc dla wszelakiej maści psotników. Szyby zamazane popiołem z woda, wysmarowane klamki, pozatykane kominy, schowane sprzęty gospodarskie. Młodzi chłopcy dawali upust swojej fantazji i wyobraźni, a nikt nie mógł gniewać się za nich na te noworoczne wybryki. A później czekano już na 6 styczeń czyli święto Trzech Króli lub inaczej Święto Objawienia Pańskiego. Wama daj Boże, szczęście w tym nowym roku, żebysta w zdroziu drugiego doczekali!

Izabela Treutle 

(artykuł wczesniej ukazął się w Gazecie Turystycznej)

czytaj też o fafernuchach

2 komentarze: