piątek, 20 lutego 2015

Odgrzebany głos w sprawie kultury lokalnej i regionalnej

Zdjęcie pochodzi ze spotkania z ks. A. Bonieckim
w Kawiarni Literackiej i Filmowej.
Czytanie czy słuchanie - zawsze jest to
spotkaniem z człowiekiem i jego opowieścią.
Mniej lub bardziej współuczestniczące
i współtworzące spotkanie.
Odkąd pamiętam (a mam już siwe włosy), zawsze narzekano na stan kultury, na upadającą kulturę w różnych aspektach. Owa troska czy nawet biadolenie nie zawsze wynikać może ze złej sytuacji. Może wynikać z naszych ambicji i stanu immanentnego niezadowolenia oraz z tego, że kultura w szerokim aspekcie jest dla nas ważna. Nawet bardzo ważna. Stąd to zatroskanie. Chcemy po prostu więcej.

Ostatnio narzeka się na upadek czytelnictwa, teatrów, mniejszej frekwencji w kinach. Czy rzeczywiście mniej uczestniczymy w kulturze.... czy tylko może zmieniamy formy naszego biernego i czynnego udziału? Bo na przykład gry komputerowe są jakimś rodzajem aktywnego przeżywania opowieści (nie tylko oglądania ale samodzielnego budowania scenariusza). Nie tylko biernie, tak jak w kinie czy teatrze, ale samodzielnie reżyserując - w określonych programem komputerowym i wyobraźnia twórców - granicach. Że wiele gier jest marnych i miałkich? A niby wszystkie sztuki teatralne we wszystkich teatrach i wszystko to, co "dają" w telewizji jest wysokiego lotu? "Literatura" gier komputerowych nawet nie ma jeszcze swojej nazwy...

Mam subiektywne ale głębokie przeświadczenie, że człowiek w swej głębi i swej istocie jest twórcą. Nawet wtedy, gdy lepi pierogi czy wyplata koszyk wiklinowy w czasie, gdy pasie krowy. Nawet wtedy, gdy gra w klasy czy bawi się lalkami. A czyż "babskie plotkowanie" nie jest ulotnym i wybitnie lokalną telenowelą? Chcemy przeżywać przygody, opowiadane, czytane, oglądane, wymyślane.

Kiedyś, przez setki tysięcy lat, najważniejszym sposobem kulturowej komunikacji było słuchanie. Wtedy mieliśmy więcej czasu... i mniej okazji do poznawania opowieści, stworzonych przez innych. Różne mitologie, legendy, opowieści. "Literatura" (w cudzysłowie, bo przecież liter nie było) istniała jako opowieści przekazywane z ust do ust. Zapamiętywane i modyfikowane, przetwarzane (na wolnej licencji). Poezja, z rytmem i rymem, powstała jako sposób ułatwiający zapamiętanie, zarówno treści jak i piękna wypowiedzi. Powstanie pisma ułatwiło zapisanie takich opowieści.... ale jednocześnie je zubożyło. Tak cenione obecnie słowo pisane było pewnym "upadkiem" kultury słowa, pozbawionej intonacji głosu, tworzenia klimatu niewerbalnego itd. W jakimś sensie teatr był (i jest) próbą ocalenia kultury żywego słowa.

Ale z czasem słowo pisane przestało być tylko niedoskonałą kalką ustnych opowieści. Stworzyło swoje własne i nowe możliwości przekazu. Słowa i litery odtwarzały klimat i obraz.

Powstanie radia i telewizji przyczyniło się do spadku czytelnictwa. Dlatego, że opowieści "opowiadane" były już w inny sposób, inaczej wymagające uwagi od słuchacza i widza. Tak jak druk umożliwił szybką i daleką międzyplemienną i międzylokalną komunikację, tak techniki tele - (na odległość) szybko przekazują obraz i dźwięk. Mniej bywamy w kinach czy teatrach... ale czy mniej uczestniczymy w konsumowaniu i tworzeniu kultury? Internet i komputery osobiste także wiele zmieniły. Część osób nie ma już telewizora... bo filmy ogląda z płyt (przez przerywania reklamami). Ja żałuję, że znikają wiejskie biblioteki. Ale być może rodzą się zupełnie nowe formy udziału w tworzeniu i "konsumowaniu" kultury.

Nowe jest wrogiem starego. Starsza forma zawsze będzie narzekać i mówić o upadku. Bo to jest upadek, ale formy a nie kultury jako takiej. Nowy, alternatywny stan. Tak jak przepoczwarczenie u motyla - ten sam osobnik, ten sam genom, ale już nie gąsienica tylko motyl ze skrzydłami, już nie roślinożerna larwa a nektaropijna postać dorosła. Co innego je, gdzie indziej bywa. Ale przecież ciągle ten sam był i to samo jestestwo. Nowe jest wrogiem starego. Tak, jak narzekali producenci telewizorów czarno-białych, gdy pojawiły się odbiorniki kolorowe.

Przy dużym globalnym upowszechnieniu i ujednoliceniu głównych kanałów kulturowych (telewizja itd.), coraz bardziej rodzi się potrzeba uczestniczenia w kulturze w wymiarze lokalnym, niemalże "ogniskowym". Być może dlatego powstają liczne amatorskie teatry wiejskie i osiedlowe. Spadek sprzedaży książek beletrystycznych? Ale po wielokroć więcej osób pisze... np. swoje blogi. Jestem przekonany, że współcześnie piszemy więcej niż wcześniejsze pokolenia. Tyle, że piszemy i czytamy inaczej. Nie na papierze lecz na ekranie.

Nie mam nic przeciwko narzekaniu nad upadkiem kultury. Zawsze to jakiś powód do dyskusji. Ciekawsze jest jednak to, jak zmieniają się formy ludzkiej kreatywności. Bo mocno przekonany jestem o tym, że człowiek jest twórcą i chce tworzyć, a w szerszym wymiarze współtworzyć, kulturę we wszystkich jej wymiarach. Nasyceni indywidualnym czytaniem i oglądaniem, coraz bardziej chcemy przeżywać wśród ludzi. Bo człowiek nie dość, że jest twórcą, to także istota społeczna. Lubimy eksperymentować z nowinkami.... ale na dłużej ostaną się tylko formy bardziej nam odpowiadające. Bo ileż można obejrzeć telenowel? W końcu się znudzi przeżywanie cudzego życia. W czym gorsze jest oglądanie życia przez okno od oglądania szklanego ekranu? W czym gorsze jest "plotkowanie" od telenowel i "harlekinów"?

Stanisław Czachorowski

Tekst ukazał się w październiku 2012 na blogu "Profesorskie gadanie" (Głos w sprawie stanu kultury (nie tylko na Warmii i Mazurach).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz