sobota, 26 kwietnia 2014

Pozdrowienia z uniwersyteckiego Marburga

(Marburg Alte Universität, fot. Nikanos, Wikimedia Commons)

Marburg to jedno z nielicznych miast niemieckich, nie obróconych w ocean ruin wskutek bombardowań aliantów pod koniec wojny, uzmysławia fenomen pojęcia „miasto uniwersyteckie”. Tak, jak Tybinga i Getynga, niewielkie miasto Marburg żyje życiem uniwersyteckim. I to w klimacie niespiesznym, nawiązującym do tego czym był uniwersytet w wieku XIX i na początku wieku XX.

Niezwykle malownicze, posadowione na tzw. gizońskich skałach, z osiemsetletnią historią przyciąga studentów z całego świata. 25 tys. studentów, to 1/3 mieszkańców miasta. Widzi się ich wszędzie - dziś działa studencki Greenpeace. Kilka dni temu część ze studentów protestowała w rocznicę przystąpienia uniwersytetu do systemu bolońskiego. Uniwersytet "alla bolognese" nie wszystkim z nich sie podoba. Padały zarzuty przede wszystkim o zbytnie sformalizowanie kształcenia.

Studenci mieszkają w malowniczych domach, często nawet pochodzących z XVI wieku. Zrzeszeni w elitarnych korporacjach, kontynuują wielosetletnie tradycje tych stowarzyszeń. Studiują tu przyszli medycy, prawnicy, humaniści wszelkiej maści, biolodzy, znawcy kultury Bliskiego Wschodu. Jak wspomniałam mają wpływ na swe studiowanie i sposób życia. Nawet na jadłospis studenckiej stołówki. Preferowana tu jest przede wszystkim kuchnia regionalna, mnóstwo warzyw i owoców, a jako że jest sezon szparagowy, one królują pod rożnymi postaciami.

Jestem trzeci raz w tym mieście i nadziwić sie wciąż nie mogę jego urodzie. Z dumnie zawieszonym gdzieś pod chmurami, górującym nad miastem zamkiem Landgrafa Phillipa Wspaniałomyślnego, ze schodami prowadzącymi do malowniczych zaułków (schodów są tu setki, jak swego czasu mówili bracia Grimm, jest ich więcej niż ludzi w tym mieście), ze średniowiecznym kościołem św. Elżbiety, pieczołowicie zachowanym Starym Miastem, ogrodami, parkami, rzeką Lahn, przepięknym różanym ogrodem, muzeami jest w stanie zadowolić najbardziej wyrafinowanego estetę. Nic dziwnego więc, że tu właśnie powstały romantyczne salony literackie, prowadzone przez m.in. Bettine von Chamisso. Studiował tu Ortega y Gasset, Łomonosow, nauczali tu najwięksi filozofowie.

W mieście tym pracował pierwszy laureat Nobla w dziedzinie medycyny Emil von Behring, urodzony zresztą w Elblągu. Gdy byłam tu ostatnio mieszkałam w jego willi, nieopodal parku z olbrzymimi platanami oraz ogrodem różanym i zastanawiałam sie nad związkiem takich „malowniczych okoliczności przyrody” i kreatywności.

Dolne Miasto, położone nad rzeka i Górne zawieszone na skalach łączy winda, a obydwie części miasta toną w zieleni. Przyroda jest tu rozbuchana, nieprzycinana i niestrzyżona. Rozpełzły sie bzy, jakieś nieznane mi mutacje jaśminów. Ten zalew kwiecia powoduje, że pachnie tu jakoś śródziemnomorsko.

Polskie akcenty - długi i ciekawy wywiad w piśmie uniwersyteckim z Pawłem Edelmannem, operatorem filmowym m. in. takich filmów jak "Katyń" Wajdy czy „Ghost Writer” Polańskiego. Gdzieś wśród studenckiego tłumu usłyszałam polski język. Pani sprzedająca mi abonament do stołówki studenckiej, słysząc mój akcent, przeszła na język polski. I chyba robotnicy naprawiający dach secesyjnej willi, w której mieszkam, dziś rano mówili po polsku. Poczułam się trochę jak w filmie "Pod słońcem Toskanii". Póki co jednak serdeczne pozdrowienia "tylko" z Marburga.

Ewa Gładkowska

(Ansicht der Stadt Marburg, autor nieznany,
domena publiczna, Wikimedia Commons)


Dr Ewa Gładkowska, historyk sztuki zajmujący się m in. dziedzictwem kulturowym Europy Środkowo-Wschodniej. Dwukrotna stypendystka Herder-Insitut w Marburgu, dysponującego największymi zbiorami ikonograficznymi i archiwaliami dotyczącymi tej części Europy. Tym razem przebywa na Uniwersytecie Phillipa w ramach programu ProEdu, służącemu podnoszeniu potencjału dydaktycznego Uniwersytetu Warmińsko–Mazurskiego w Olsztynie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz